- Jako jeden z kandydujących, miałem okazję zmierzyć się z problemami gminy. Od środka popatrzeć na system ordynacji wyborczej oraz na samorządowe rozgrywki. Wnioski z tego są dość smutne. Wyszło na to, że samorząd jest bezideowy i mocno oderwany od rzeczywistości i ludzi. Wybory tak naprawdę jeszcze się nie zakończyły, nie było jeszcze II tury pomiędzy Ritą Serafin a Witoldem Cęckiem, a mimo to już wiadomo, kto będzie tą gminą rządził. Żadna z tych osób. Nie było jeszcze sesji, radni nie złożyli przysięgi, a już wiadomo, kto zostanie przewodniczącym Rady. Będzie to pan Wrona.
- To skąd to niezadowolenie?
- Na tą sytuację ma wpływ praca samorządu za kilkanaście ostatnich lat. I tu dochodzimy do nierównomiernego podziału środków, inwestycji w gminie oraz nieracjonalnego wydawania tych środków. Przy niskich dochodach mieszkańców gminy, środki liczone w milionach złotych wydawane są w sposób bardzo nieracjonalny i bardzo niezrozumiały. Mówię tu o wydmuszce finansowej z Rud, o klasztorze, który sparaliżował życie tej miejscowości. Rudy to miejscowość, gdzie liczba ludności sięga blisko 3000 osób. A klasztor jako klasztor - dał miejscowości - przy tak ogromnych nakładach finansowych, kilka, najwyżej kilkanaście miejsc pracy. Sama idea klasztoru jest jak najbardziej dobra, ale to, co jest dookoła niego, to przeszło ludzkie pojęcie. To jest wydmuszka finansowa. I nie ma zgody społeczeństwa na wydawanie takich kwot na takie cele. My mamy dziś dużo ważniejsze rzeczy na głowie. Mało tego: każdy z nas czuje się już Europejczykiem i czy te pieniądze pochodzą z naszej gminnej kasy, czy płyną z Unii Europejskiej, to tak czy inaczej są wydawane. A - proszę zauważyć - jesteśmy w samym środku kryzysu. Polska płaci swoje składki do budżetu Unii i dopiero ta dzieli nas z powrotem swoimi subwencjami, czyli tymi pieniędzmi, którym się tak samorządowcy chwalą. I te środki muszą być wydawane w sposób racjonalny, z głową, po to, aby w sytuacji, kiedy sięgniemy drugiego dna kryzysu, można było korzystać z rezerw oraz akumulacji tych pieniędzy, które byłyby inwestowane w miejsca pracy, infrastrukturę, remonty itd.
- Co zatem należałoby uczynić?
- Model gminy, żyjącej z subwencji, nie ma przyszłości. Myślę, że gmina musi mieć miejsca pracy, musi coś produkować i z tego tytułu pobierać podatki. Tylko taka gmina przetrwa ten najgorszy czas i nie będzie narażona na cięcia budżetowe, które szykują się w kierunku infrastruktury, oświaty czy kultury. Jeżeli budżet gminy byłby zasilany z innych źródeł niż z tych subwencyjnych, byłby zdywersyfikowany. Można byłoby wtedy liczyć na gładkie przejście tych kryzysów. Niestety tak nie jest. Ciągle dążymy do tego, by coś promować, ale tak naprawdę nie wiemy, co mamy promować. Bo, że mamy promować to wiemy i promujemy mocno, ale co - to nam umknęło.
- Wróćmy do kwestii niezadowolenia. Jak ocenia Pan relacje na linii samorząd-społeczeństwo?
- Samorząd zgubił kontakt ze swoim społeczeństwem. Społeczeństwo zadowolone, daje satysfakcję i swojemu burmistrzowi, i samorządowi. To społeczeństwo w Kuźni Raciborskiej jest niezadowolone, a to powoduje strach. Samorząd się boi. Boi się burmistrz. Nie wiadomo, co z tego wszystkiego wyniknie. Reakcją na strach jest uzbrajanie naszych ulic w kamery, telefonów w podsłuch oraz policji w radiowozy. Proszę sobie wyobrazić, że to my i nasze dzieci jesteśmy mieszkańcami tej gminy, i nie może być tak, byśmy byli sobie wrogami. Nie możemy być traktowani jako ludzie, których należy się obawiać. My powinniśmy być dla nich powodem do satysfakcji, a nie do wrogości i strachu. Na razie jest niezadowolenie, ale ludzie wkrótce sprecyzują swój gniew. Było to doskonale widoczne w trakcie ostatniej debaty, kiedy do mikrofonu podeszła młoda dziewczyna (Marzena Wrzodak - dop. red.). Można było dostrzec, że coś jest na rzeczy. Dobrze by było, by system nieco się zreflektował i wrócił do tych ludzi, dzięki którym samorząd funkcjonuje. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że samorządowiec to jest sługa. To nie jest instytucja, którą trzeba wystawić na pomnik. To sługa, który załatwia potrzeby gminy. A gmina, to są ci najbiedniejsi. Bo silniejsze jednostki, osoby dobrze ustawione sobie poradzą. Gminy potrzebuje słabsza jednostka, więc ludzie młodzi, upośledzeni przez los z racji urodzenia, niedostający tej samej szansy, co inni. To są ludzie, którzy oczekują wsparcia i motywacji. No, ale jeżeli system się takimi osobami nie interesuje i stara się wpłacić pewien haracz do puli tylko po to, aby mieć spokój od takich osób, to się to mści. Te osoby potem manifestują swoje istnienie, kopiąc w kosz na śmieci czy przewracając znak drogowy. Robią to po to, aby zwrócić na siebie uwagę. Niestety, poziomy relacji człowieka do człowieka się zgubiły i najsmutniejsze jest to, że właśnie i samorząd, i nauczyciel, ogłaszają dezinte resman w stosunku do ucznia, a zarazem mieszkańca gminy, którzy powinni być sensem i powodem istnienia. Gdyby więc zorientować się, po co są samorządowcy, nauczyciele, policja i wszyscy inni, to wtedy zaczęło by to poprawnie funkcjonować, i z ludźmi łatwiej dochodziłoby się do porozumienia. Takich kłopotów - myślę - w przyszłości by nie było. A dziś sytuacja jest taka, że samorząd siedzi na beczce prochu i bawi się zapałkami.
- Jaka zatem czeka nas przyszłość?
- Najważniejszym egzaminem na skuteczność i prawdomówność pana posła Henryka Siedlaczka, który wystąpił na ubiegłotygodniowej debacie ofiarując burmistrzowi swoich "janczarów", pod sztandarem PO (2 radnych), będzie wybór przewodniczącego Rady Miejskiej. Ta osoba powinna być osobą neutralną i zdolną do kompromisów, do zawiązywania porozumień między różnicami w konflikcie interesów między radnymi, którzy będą forsowali interes zakątków gminy, z których pochodzą. Przewodniczący jako osoba, powinien być tym, który będzie godny zaufania każdej ze stron; a więc nie może być on sam kontrowersyjny. Niestety w Kuźni Raciborskiej, nieszczęściem naszej gminy jest pan Manfred Wrona. Jest to osoba bardzo kontrowersyjna i z tego też powodu powinna ustąpić z tego stanowiska i nie kandydować w przyszłości. W imię dobra przyszłych stosunków i rozluźnienia atmosfery, która jest napięta. Proszę zauważyć, że do dziś nie usłyszeliśmy jeszcze z usta pana przewodniczącego słowa "przepraszam" za kopalnie w gminie, a to przecież on osobiście odpowiada za ich powstanie. Paradoksem byłoby również to, że przewodniczącym może zostać osoba, która uciułała najmniejszą liczbę głosów w Rudach. Taka sytuacja powtarza się już po raz drugi. Ta osoba nie uzyskała żadnego poparcia, a mimo to będzie przewodzić radą. To jest coś niebywałego. Ale tak pewnie będzie, bo to jest polityka.
- Czy w takim razie widzi Pan kogoś, kto mógłby godnie reprezentować stanowisko przewodniczącego?
- Nie mam takiej osoby. Mimo, że wprowadziłem do rady jednego radnego, nie będę wpływał na to, kto może przewodniczyć Radzie. Od tego są radni, by między sobą wybrali osobę, którą wszyscy obdarzą zaufaniem. Nie mam najmniejszego zamiaru ingerować w tego rodzaju procesy. Jestem osobą na zewnątrz i radni powinni między sobą się dogadać, kto byłby gwarancją na bezstronność układu.
- Wkrótce II tura wyborów na stanowisko burmistrza. Jak - Pana zdaniem - bez względu na to, kto tym burmistrzem zostanie - powinny wyglądać relacje na linii Burmistrz-Rada Miejska?
- Burmistrz ma swój program, który będzie starał się realizować. Więc on będzie proponował. Powinien też (czego oczekiwałbym w swoim przypadku) spodziewać się weryfikacji swoich idei przez Radę. Oczywiście na zasadach jak najbardziej demokratycznych. Rada, składająca się nie z jednej, a z piętnastu głów, powinna dać mi szlaban albo wolną rękę na realizację pewnych rzeczy, które bym proponował. Rada jest też moim usprawiedliwieniem. Usprawiedliwieniem burmistrza za błędy, które każdy z nas popełnia. Więc burmistrz powinien mieć w Radzie oparcie. Nie może być tak, że Rada będzie przeszkadzać. Na dziś w Kuźni jest tak, że niestety Rada jest przeciwko i to ona będzie sobie podporządkowywać burmistrza, bo on nie potrafi podporządkować sobie Rady.
- Jak zatem mogą od teraz potoczyć się losy gminy?
- Losy gminy już są przesądzone. No, może nie do końca, ponieważ - mam taką nadzieję - swoim kandydowaniem wpłynąłem na nieco inne postrzeganie tych wyborów. Możemy egzekwować od tych ludzi, których sobie wybraliśmy - w stałych odstępach czasu - realizacji tego, czego się podjęli. Ponadto również zgody i zrównoważonego, i solidarnego podziału budżetowego, bo ten jest najbardziej kontrowersyjny. Miejmy nadzieję, że Rudy przestaną być skansenem, bo tego wymaga po prostu rozsądek i zaczną w końcu w miejscu, w którym żyjemy, powstawać nowe miejsca pracy, a nie tylko prawnie i restrykcyjnie zamknięta możliwość podjęcia jakiejkolwiek inicjatywy. Należy uczynić tak, by obywatelom Kuźni byłoby bliżej do pracy do Rud i odwrotnie. By nie musieli jeździć zarabiać do Rybnika czy Gliwic. Potrafimy bezpośrednio wpływać na decyzje samorządu. Dowodem na to co mówię jest blokada decyzji o powstaniu więzienia w Kuźni Raciborskiej. Samorząd wycofał się pod bezpośrednim naciskiem społeczeństwa i do tego nieszczęścia nie doszło.
- W trakcie kampanii pojawiły się pod Pańskim adresem zarzuty, jakoby dążył do skłócenia wiosek, wchodzących w skład Gminy Kuźnia Raciborska. Jak Pan to skomentuje?
- Jestem wręcz przeciwnego zdania. Uważam, że należy zasypać te podziały i jak najbardziej współpracować na zasadach solidarnego podziału budżetu i jakichś ważnych inwestycji czy to w Turzu, Siedliskach czy Rudach. Argumentem tej decyzji powinien być zdrowy rozsądek oraz uczciwość i potrzeba realizacji najpierw priorytetowych zadań, a dopiero potem tych, które byśmy chcieli.
- Pomówmy jeszcze o relacjach, jakie zachodzą na płaszczyźnie społeczeństwo-samorząd. Zwrócił Pan wcześniej uwagę, że samorząd zgubił kontakt ze swoim społeczeństwem…
- Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że samorząd musi zmienić ton porozumienia ze społeczeństwem. On nie może oceniać tego społeczeństwa. Dziś to wszystko stoi na głowie. Samorząd nie może mówić o jakichś niepokornych siłach, które mu się nie podobają i, którym "trzeba przetrącić kręgosłupy". To społeczeństwo powinno mówić o samorządzie, czy mu się on podoba czy nie... Samorząd - bez względu na to czy ktoś jest ubogi (nawet jeśli jest to ubóstwo umysłowe, ludzkie), czy nie, jest po to, by wyrównywać szanse tych osób i integrować. Nie muszą te osoby liczyć całki i różniczkować. Powinny robić to, do czego można je przysposobić. Więc można by je zatrudnić w jakichś fizycznych pracach, w których czułyby się częścią społeczeństwa. Im trzeba coś zaoferować, a dopiero potem oceniać. Szansę powinni np. dostać ludzie z ul. Rudzkiej w Kuźni Raciborskiej. Za niewielkie pieniądze powinien tam stanąć jakiś autobus i raz w miesiącu zabierać te dzieci na basen. Tylko z Rudzkiej i tylko dla nich; żeby widzieli, że jest w stosunku do nich zrobiona inicjatywa, a nie forma ogradzania getta. A już to niebezpieczeństwo zaczyna się tworzyć. Ci ludzie czują się odepchnięci i zaczynają wyrównywać swoje szanse siłą. To trzeba zmienić. Po to jest właśnie gmina, aby nam pomagała, a my jej przeszkadzali. I to jest cała idea samorządu.
- Wkrótce znów Pan opuści gminę. Czy mimo to, będzie się Pan interesował jej problemami i obserwował - np. za pośrednictwem internetu to, co się będzie tu działo?
- Oczywiście, że tak. Mam nadzieję, że po wyborach ten entuzjazm ludzi do zmian i ta wiara w to, że może być inaczej, nie całkiem umrze. Trzeba będzie próbować się porozumiewać. Nie mam niestety na statku dostępu do internetu, ale w jakimś porcie, mogę usiąść w kafejce i zobaczę - dzięki Waszemu portalowi - co się dzieje w Kuźni. Poza tym, za niespełna cztery miesiące będę z powrotem. Można więc będzie przystąpić do wstępnego rozliczenia i sprawdzić, czy te czarne prognozy na bieg wypadków się sprawdzą, czy nie. Bo musimy wziąć pod uwagę jedno: ten samorząd - bez względu na to, czy na szczeblu gminnym, powiatowym czy jeszcze wyższym - jest bezideowy. To są osoby, którym trzeba patrzeć na ręce. Od tego jesteśmy, oni są naszymi reprezentantami i to musimy od nich egzekwować. To my robimy im zaszczyt słuchając ich, a nie oni nam. To oni chcą coś od nas, a nie my od nich, są na naszym utrzymaniu. Za rok są wybory do Sejmu. I może powinniśmy rozliczyć naszych posłów, naszych kandydatów, z tego, co zdziałali, a nie z tego, co opowiadają. Bo czasami - jak to było widać na ostatniej debacie - pojawia się jakiś bełkot, który jest może zrozumiały dla mądrzejszych ode mnie osób. Ja tych "sreberek", które pan poseł głosił, nie za bardzo rozumiałem. Może tego dnia nie był w formie? Więc to jemu powinno zależeć na głosach elektoratu z rodzimej gminy i myślę, że to on, jako lider PO na powiat, będzie umiał wpłynąć na losy wypadków tak, aby wilk był syty, i owca cała. Więc miejmy nadzieję, że tu się znajdzie kompromis i nie będzie to tylko wyłącznie ambicja jednego człowieka.
- Przed kilkoma dniami na portalu www.tylkokuznia.info został opublikowany list kandydata na burmistrza Witolda Cęcka. Jest w nim również mowa o Panu. Jak się Pan do tego ustosunkuje?
- Ja do Pana Cęcka mam sprawę prywatną, związaną z tym listem. Ale to nie może wpływać na wybór jego elektoratu. Ja się wypowiem prawdopodobnie w komentarzach po wyborach nt. tego, co myślę o tym, co napisał Pan Cęcek. Jedno mogę Państwu zagwarantować: startowałem po to, aby wygrać, a nie po to, aby rozbić niezadowolenie. A okazało się, że zapracowałem jak zawór bezpieczeństwa i para poszła w gwizdek, czyli w mój elektorat. Miejmy nadzieję, że samorząd dobrze rozszyfruje to, co się dzieje. I tu jeszcze raz powtarzam: burmistrz nie jest włodarzem. Burmistrz wykonuje. On zbiera albo śmietanę, albo gorycz, za którą odpowiada tak i burmistrz, jak i rada. A w 99% w naszym mieście niestety rada. Miejmy nadzieję, że tu będzie dobra wola i Pan Wrona nie zostanie przewodniczącym.
- Spróbujmy teraz krótko podsumować to, co zostało powiedziane.
- W kwestii budżetu nie chodzi o to, żeby popisywać się kwotą pieniędzy wyegzekwowanych z UE, tylko rezultatami. I to jest najważniejsze. Chodzi o to, aby ten rezultat był widoczny. Nie możemy się ścigać w cwaniactwie. Musimy się ścigać w rezultatach, czyli efektywności. Pokażcie ludziom efekty swojej pracy, a będziecie postrzegani jako lepsi gospodarze. Wrócę jeszcze na moment do tej dziewczyny, która zabrała głos podczas debaty. Miała na tyle odwagi, że wstała i powiedziała, co boli młodzież. I została za to skrytykowana. Była jednak reprezentatywna dla swojego grona, swojego środowiska, dzieci, którym nikt nie poświęca uwagi. Taką osobę trzeba spotkać, trzeba z nią porozmawiać i zainteresować się jej problemami, a nie wysłać na koncert. To nie jest lekarstwo. Ale jeżeli my coś takiej osobie oferujemy, to i ona musi podjąć jakieś zobowiązania w stosunku do nas. Te osoby czekają na wyrównanie szans. Na szczęście jeszcze chcą z nami gadać.
Rozmawiał: Bartosz Kozina