21 października 2020

Miejsce katastrofy lotniczej zlokalizowane. Śląska Grupa Eksploracyjna odnalazła szczątki samolotu [ZDJĘCIA / FILM]

101 lat, 2 miesiące i 13 dni. Tyle dokładnie czasu, musiało minąć, aby ludzka ręka ponownie dotknęła elementów poszycia jednego z największych samolotów Europy. Europy wstrząśniętej, głodującej i opłakującej swoje ofiary...


Europy, która staje się tyglem politycznym, gdzie każdy ostatkiem sił próbuje jeszcze coś dla siebie ugrać. Ukraina walczy z bolszewikami próbując ustanowić nowe państwo. Rzesza Niemiecka staje się Republiką Weimarską, a w Polsce już lada dzień ma wybuchnąć pierwsze powstanie śląskie.

W cieniu dynamicznie rozwijających się wydarzeń mało kto zaprząta sobie głowę wypadkiem samolotu nad Rudami. Samolotu, który jak szybko się rozbił, tak szybko został pozbierany i można powiedzieć na sto lat zapomniany!



Gdzie spadł samolot?

Mijają lata, miesiące i dni, struktura lasu zmienia swoje oblicze. Matka natura nie zawaha się nad niczym. Postępuje według własnego zegara biologicznego. W zapomnianym, tragicznym miejscu, z powodu obfitych opadów w 1919 roku powstaje staw, który przez lata stworzy podwaliny pod magiczny, tajemniczy iglasty las. Dobre nawodnienie zrobiło swoje. Niskopędne krzewy rozwinęły się wzorowo, a zielony dywan bujnej trawy całkowicie zakrył jeszcze kilka lat temu widoczne rany po płonącym samolocie. Młode nasiona drzew przeobrażają się w dorodne okazy, swoimi korzeniami okalając resztki niezebranego poszycia kadłuba, krusząc szyby na drobne i wciągając pod ziemię całą historię tego wydarzenia. Kolejne pożary trawią nowo odradzający się las, a tym samym grzebią w swoich zgliszczach resztki struktur samolotu.


Cała historia była poniekąd legendą, przekazem lokalnej ludności, nie do końca pewnym faktem. Oczy tak naprawdę otworzył nam artykuł Henia Postawki, który skrupulatnie opisał rzekomą katastrofę i domniemane miejsce katastrofy.

Lokalizacja miejsca

Obszar był ogromny, zajmował w granicach 70 ha. Z tego powodu musieliśmy akcję dzielić na etapy, gdyż mogliśmy prowadzić pracę tylko weekendami. Niestety pierwsze dni, jak wiecie, okazały się fiaskiem. Zawężaliśmy obszar, jednocześnie typując kolejne lokacje. W sobotę rano przy lekkich opadach deszczu podzieliliśmy się na dwie grupy, przeczesując teren po obu stronach drogi. Tam nie było przypadku. Krok po kroku, metodycznie badaliśmy każdy skrawek lasu. Kilkuosobowa grupka penetrowała małą łączkę, by po chwili znów zanurzyć się w otchłani lasu. Zaskakujące wzniesienie przyciągnęło ich uwagę. Najpierw jeden, później drugi forsowali dość spore podejście. U szczytu góry natrafiono na jedne z pierwszych sygnałów, wykopując resztki przetopionego od wysokiej temperatury aluminium. Gdzie by się człowiek nie obrócił, tam były jakieś sygnały, ale ciągle brakowało tego czegoś, tej wisienki na torcie.


Trafiono jeszcze na kilka rurek aluminiowych, ale kwintesencją i przypuszczeniem, że być może to właśnie tam był wykopany guzik carski. Czym sił w nogach, część ekipy ze zbocza popędziła i zakomunikowała o fakcie resztę drużyny, by ta jak najszybciej przemieściła się do danego obszaru. Żeby to właśnie tam zacząć poszukiwania na większą skalę.

"Jest, k..., jest !!!"

Mijają kolejne minuty, być może pół godziny, kiedy nad lasem unosi się niesamowity okrzyk radości: "Jest, k..., jest". Grupa ludzi zaczyna podskakiwać w szaleńczym tańcu... Łzy radości same cisną się do oczu. Część osób łapie się za głowę w niedowierzającym geście. Inni nie wiedząc jeszcze, co znaleziono, dołączają się do reszty, by celebrować fakt znalezienia czegoś ważnego. Być może nie było to odpowiednie zachowanie co do powagi tego miejsca, ale to coś niesamowitego. Nie do opisania. Coś namacalnego, a zarazem magicznego. Można tę niesamowitą radość, euforię i szczęście tylko porównać z narodzinami dziecka. Chwila ciszy, zaczerpnięcia oddechu, odczytujemy pojawiające się na blaszce napisy: Zeppelin-Werke G.m.b.H. Staaken. Z niedowierzaniem patrzymy w stronę Sapera, który po raz kolejny pyta, co wy tam macie, a u nas następuje kolejna hyperpetarda okrzyków.


Gratulacji nie było końca. Jeszcze przez kilka godzin dokładnie przeszukujemy teren, teraz już na spokojnie. Wychodzą kolejne nadpalone przedmioty. Czas nagli, trzeba po sobie posprzątać, by nikt nie mógł nam zarzucić nieprofesjonalizmu. Pamiątkowe zdjęcie i wracamy do domu, by tam przez całą noc myśleć o tym niesamowitym wydarzeniu.

Upamiętnienie

W niedalekiej przyszłości będziemy tam wracać. W naszych planach, tak jak pisaliśmy, na pierwszym miejscu jest upamiętnienie tego miejsca, tak bardzo tragicznego, które dotknęło nie tylko rodziny osób, które zginęły w katastrofie, ale i każdego z nas w różny sposób. Zostawiając w naszej pamięci, na wieki te stuletnie wydarzenia, które my, jako Śląska Grupa Eksploracyjna, odkryliśmy na nowo.


Nadal pozostaje kilka tajemniczych faktów, które czekają na rozwiązanie. Co z ładunkiem? Co było przyczyną? Gdzie jest teczka? Krewni ofiar? Co z wątkiem powstańców? Nie kończymy sprawy, ale nadal będziemy ją drążyć. Obiecujemy informować Was na bieżąco.


Dziękujemy wszystkim, którzy wraz z nami uczestniczyli w poszukiwaniach, a był to ogrom ludzi. Dziękujemy Nadleśnictwu Rudy Raciborskie za wkład i zaangażowanie. Dziękujemy Odynowi i Saperowi, którzy w tak wspaniały sposób opisali całą historię oraz ją nagłośnili w swoich filmach. Dziękujemy stronie niemieckiej za przekazane materiały. Heńkowi Postawce i innym redaktorom, którzy opisali katastrofę. Do usłyszenia niebawem.


Poniżej zamieszczamy film zrealizowany podczas poszukiwań przez jednego z członków grupy:

Artykuł i zdjęcia w całości zaczerpnięte ze strony Śląskiej Grupy Eksploracyjnej. 

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz