17 września 2015

Po pierwszym września - siedemnasty...

... śpiewał niegdyś w utworze pt. "Ballada Wrześniowa" znakomity bard Jacek Kaczmarski. Właśnie minęło 76 lat od chwili, gdy wschodnią granicę Polski przekroczyła Armia Czerwona.





Wejście wojsk radzieckich było następstwem umowy, jaką 23 sierpnia 1939 r. zawarli ministrowie spraw zagranicznych ZSRR i III Rzeszy. Porozumienie to przeszło do historii pod nazwą paktu Ribbentrop-Mołotow. Układowi, który zawarto na 10 lat towarzyszyły tajne protokoły, które - w przypadku zmian terytorialnych w Europie Wschodniej - ustalały strefy wpływów obu państw. "W strefie radzieckiej, poza Estonią, Łotwą i rumuńską Besarabią znalazły się ziemie Rzeczypospolitej na wschód od linii rzek Pisy, Narwi, Wisły i Sanu" (Cz. Brzoza, Wielka Historia Polski, t. 9., "Polska w czasach niepodległości i drugiej wojny światowej 1918-1945", s. 269, Kraków 2003). Oba państwa nawiązały ścisłą współpracę dyplomatyczną, nawiązując do układu w Rapallo.

Wkroczenia Rosjan do Polski nikt się nie spodziewał. Każdy bowiem wierzył w pakt o nieagresji z 1932, a następnie z 1934 r. odświeżony protokołem z 26 listopada 1938 r. o "dobrosąsiedzkich stosunkach". Wiarę tę podtrzymywały ponadto słowa radzieckich dygnitarzy, a dotyczące możliwości dostaw dla Polski w przypadku zbrojnego konfliktu. Pojawienie się zatem żołnierzy radzieckich na posterunkach granicznych wprawiło polskich strażników w nie lada zdumienie. Osłupiałym pogranicznikom Sowieci swą obecność wytłumaczyli w nader zaskakujący sposób - że "Związek Sowiecki przybywa, aby ich uratować przed faszystami, po czym otwarto ogień. Sowieccy dyplomaci oświadczyli światu, że ponieważ państwo polskie upadło, byli zmuszeni "ratować (...) białoruskich i ukraińskich braci" (N. Davies, Europa Walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo, s. 104, Kraków 2008).

W wyniku agresji sowieckiej prezydent RP oraz rząd w nocy z 17 na 18 września przekroczyli granicę w Kutach i udali się do Rumunii, gdzie zostali internowani. Podobnie zachował się marszałek Edward Rydz-Śmigły, który jeszcze 17 września wydał dyrektywę, mówiącą o konieczności obrony polskich miast atakowanych przez wojska niemieckie oraz niepodejmowania walk z Rosjanami, chyba że nastąpiłby atak z ich strony i doszłoby do prób rozbrojenia oddziałów. Decyzja Rydza-Śmigłego do dziś budzi wiele kontrowersji, tym bardziej że ucieczka do Rumunii przez znaczną część opinii publicznej traktowana jest jako porzucenie wojsk.

W nocy z 28/29 września Niemcy i Rosjanie podpisali nowy układ o przyjaźni i granicach, w którym korekcie poddano dotychczasowy przebieg granicy niemiecko-radzieckiej. Strefy interesów przesunięto "z linii Wisły na Pisę, Narew, Bug i San. [...] W rezultacie podziału, zwanego niekiedy IV rozbiorem Polski, w granicach okupacji niemieckiej znalazło się ok. 187 tys. km2. ziem II RP, ponad 192 tys. km2. włączono do ZSRR" (Cz. Brzoza, tamże, s. 284).


Na zajętych terenach, Rosjanie czym prędzej zaczęli wprowadzać swoje porządki. Prócz terroru i mordowania niewinnych obywateli, rozpoczęła się "sowietyzacja", czyli realizacja nowej polityki. Likwidacji uległy wszystkie działające przed wojną na terytorium II RP instytucje kulturalne i społeczne. Znacjonalizowano zakłady pracy, przejęto banki i przedsiębiorstwa handlowe. "29 listopada 1939 r. Rada Najwyższa ZSRR nadała obywatelstwo radzieckie wszystkim osobom, które 1 i 2 listopada zamieszkiwały na anektowanych terenach. 30 grudnia 1939 r. ukazał się dekret o wydaniu im paszportów, tj. radzieckich dowodów osobistych" (Cz. Brzoza, tamże, s. 296).

Na początku 1940 r. nastąpił się jeden z najbardziej dramatycznych epizodów radzieckiej okupacji. 10 lutego rozpoczęła się pierwsza wielka deportacja ludności polskiej (głównie wiejskich osadników i leśników) w głąb Związku Radzieckiego. Szacuje się, że w wyniku czterech wielkich zsyłek na Syberii znalazło się około 325 tys. ludzi. Wielu z nich nie przeżyło podróży, która odbywała się w skandalicznych warunkach (bydlęce wagony i temperatura powietrza sięgająca nieraz 25 stopni poniżej zera).

Deportacje były tylko wstępem do jeszcze większej tragedii, do której doszło wiosną 1940 r. Była nią likwidacja blisko 25 tys. polskich wojskowych oraz policjantów, żandarmów i funkcjonariuszy służby więziennej. Mordów dokonywano w trzech miejscach: Katyniu pod Smoleńskiem, Miednoje niedaleko Tweru i w Charkowie na terytorium Ukrainy. Ofiary przewożono na miejsca masowych egzekucji z obozów znajdujących się w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Rozkaz egzekucji, którego autorem był Ławrentij Pawłowicz Beria został 5 marca 1940 r. zaakceptowany przez samego Stalina oraz kilku innych radzieckich dygnitarzy. Zakładał on "postulat pozbawienia życia przez rozstrzelanie 14 700 polskich jeńców wojennych i 11 000 cywilów, których określono mianem »zdeklarowanych wrogów władzy sowieckiej, rokujących małe szanse poprawy«" (N. Davies, tamże, s. 399).

Do zbrodni katyńskiej przez długie lata Rosjanie nie chcieli się przyznać, całą winą za śmierć polskich obywateli obarczając Niemców. Dopiero w 1990 r. ówczesny prezydent istniejącego jeszcze ZSRR Michaił Gorbaczow przekazując dokumenty ówczesnemu polskiemu prezydentowi Wojciechowi Jaruzelskiemu oficjalnie przyznał, że za masowym mordem stało NKWD. Kolejne kopie dokumentów dotyczące zbrodni katyńskiej na polecenie prezydenta Federacji Rosyjskiej Borysa Jelcyna przekazał w roku 1992 r. prezydentowi Lechowi Wałęsie naczelny archiwista państwowy Rosji. Mimo to, dziś nadal - głównie w rosyjskich mediach - nie brak kłamliwych informacji na temat Katynia.

O pamięć i godność - prócz rodzin katyńskich - wołają również osoby, którym udało się przeżyć tzw. "lodowe piekło na ziemi", czyli zsyłkę na Syberię. Dzięki członkom reaktywowanego w 1988 r. Związku Sybiraków, od kilku lat - w rocznicę sowieckiej agresji - 17 września obchodzony jest jako Dzień Sybiraka.

Bartosz Kozina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz