16 maja 2017

Mjr Mikołaj Rodziewicz - kuźniański "rewolucjonista"

Uczestnik rewolucji październikowej, obrońca Wizny, więzień obozu koncentracyjnego Murnau, w końcu - pracownik Fabryki Obrabiarek "Rafamet" w Kuźni Raciborskiej. Życiorys mjr. Mikołaja Rodziewicza bez wątpienia mógłby stać się podstawą scenariusza na dobry film o tematyce wojennej.


Jego losy znane są jednak tylko nielicznym. Warto więc przybliżyć Czytelnikom i mieszkańcom naszej gminy postać tego polskiego uczestnika przewrotu z 1917 r., zwłaszcza że dziś mija 120. rocznica jego urodzin.

Mikołaj Rodziewicz urodził się 16 maja 1897 r. w Druskienikach. Dziś to niewielkie, bo liczące około 17 tys. mieszkańców miasto na Litwie niedaleko granicy z Polską. Jego ojciec, jak wielu współczesnych mu Polaków był oficerem carskim, zawodowym wojskowym. Dzieciństwo spędził w Finlandii, gdzie znajdowały się oddziały wojskowe, w których służył jego ojciec. Mikołaj, mając 11 lat rozpoczął naukę w Korpusie Kadetów w Piotrogrodzie (obecnie Sankt Petersburg). Po siedmiu latach szkoły otrzymał pierwszy stopień oficerski. Został chorążym.

W 1915 r. rozpoczął służbę w armii carskiej - siłach zaangażowanych wtedy w działania na frontach I wojny światowej. Był to czas, gdy młodemu chłopcu, ufnie patrzącemu na świat, zamiana ławki szkolnej na karabin zdawała się być początkiem wielkiej przygody. Realia okazały się jednak bardziej brutalne. Brak broni, amunicji i transportu pokazały, że Rosja nie była do wojny przygotowana. Podejście zawodowych oficerów do podkomendnych także nie należało do kulturalnych. Drobny wyjątek stanowili jednak niedawni absolwenci piotrogrodzkiego Korpusu Kadetów. Jako młodzi żołnierze, nie zdążyli jeszcze nabrać złych manier, jakimi często kierowali się starsi oficerowie. Chorąży Rodziewicz był przez swych współtowarzyszy lubiany. Wszyscy wzajemnie się rozumieli. Tam nikt nie chciał tej wojny. Nikt też nie miał zamiaru ginąć za tych, którzy ponosili odpowiedzialność za złe przygotowanie armii do bitwy.

Mjr Mikołaj Rodziewicz (1897-1986)

Spędzając całe dnie w okopach, Mikołaj po raz pierwszy zetknął się z poglądami bolszewików, a także z nimi samymi. W czasie rozmów przyznawał rację swym kompanom, choć tak naprawdę trudno mu było wyrazić własne zdanie. Jego ojciec starał się trzymać z dala od polityki, a i w szkole kadetów, gdzie podstawowym nakazem była wiara w Boga, cara i ojczyznę, nie podejmowano rozmów na polityczne tematy. Jego - jak sam po wielu latach wspominał - pierwszym nauczycielem marksizmu i leninizmu był żołnierz z oddziału artyleryjskiego, metalowiec z Piotrogrodu - Iwanow, który w życiu Rodziewicza odegra jeszcze ogromną rolę.

Krążownik "Aurora" (fot. Wikipedia)

Jesienią 1917 r., a więc w czasie, gdy z okrętu "Aurora", cumującego w piotrogrodzkim porcie padły strzały, jednostka Mikołaja Rodziewicza znajdowała się w Kopyciu nad Dnieprem. Bolszewicy obejmując władzę, szybko zaczęli wprowadzać swoje porządki. Przemiany nie ominęły również armii. Rząd radziecki wydał dekret o zniesieniu stopni oficerskich. Partyzantom odebrano broń, a z mundurów poznikały naramienniki. Żołnierze sami teraz musieli wybrać sobie dowódców. I choć Mikołaj był Polakiem, a w dodatku najmłodszym żołnierzem w baterii, to właśnie jego artylerzyści wybrali na dowódcę całej jednostki. Stało się tak za sprawą wymienionego już Iwanowa, który na tyle poznał Rodziewicza (ten posiadał już wówczas stopień porucznika artylerii), że nie bał się mu zaufać. Bolszewikiem Mikołaj jednak nie został. Na to miano - jak sam mówił - trzeba było sobie zasłużyć.

W roku 1918 w pobliżu miasteczka Lewi, jednostce Polaka przypadł udział zaprowadzenia radzieckiego porządku i rozprawienia się z przywódcami kontrrewolucji, którzy aresztowali delegatów i obalili lokalną władzę rewolucyjną. Wiosną tego samego roku por. Rodziewicz zachorował na tyfus. Przypadek zrządził, że znalazł się w polskim szpitalu, po opuszczeniu którego powrócił do kraju i trafił w szeregi tworzącego się wojska polskiego.

Okres międzywojenny w życiu Rodziewicza jest praktycznie nieznany, wobec czego przejdę do roku 1939, a więc kolejnych - wojennych dziejów 42-letniego wówczas Mikołaja.

W końcu sierpnia 1939 r., czyli w czasie, gdy Adolf Hitler czynił starania zmierzające do zbrojnej napaści na Polskę, sformowana została 33. Rezerwowa Dywizja uzupełniona jednostkami Korpusu Ochrony Pogranicza. W sztabie tejże dywizji służbę pełnił wtedy M. Rodziewicz. Wówczas posiadał już stopień majora.

Ruiny umocnień w Górze Strękowej niedaleko Wizny (fot. B. Kozina)

W celu przeciwstawienia się nacierającej armii niemieckiej, dywizje 33. i 44. rozlokowano w okolicach Łomży, na wschodnich brzegach Narwi. Pewnej nocy doszło do straszliwej pomyłki i obie dywizje otworzyły przeciwko sobie ogień, co doprowadziło do poważnych strat w ludziach. Mimo to, obie grupy wojsk starały się jak najskuteczniej odeprzeć nasilające się wciąż ataki XIX Korpusu Pancernego gen. Heinza Guderiana. Bitwa ta przeszła do historii pod nazwą Obrona Wizny (patrz przypis nr 1).

25 września 1939 r., grupa Mikołaja Rodziewicza znalazła się w okolicach Tarnobrzegu. Tam major został schwytany, a następnie osadzony w obozie jenieckim Oflag VII A (patrz przypis nr 2) w bawarskiej miejscowości Murnau, w którym przebywał aż do zakończenia działań wojennych.

Do Polski powrócił w roku 1946. Osiedlił się w Kuźni Raciborskiej. Od tego czasu aż do przejścia na emeryturę, związał się zawodowo z Fabryką Obrabiarek "Rafamet". Będąc już emerytem, był często zapraszany na spotkania z młodzieżą, której w bardzo interesujący sposób przekazywał przeżycia sprzed lat. Był wszakże jedynym żyjącym w ówczesnym powiecie raciborskim świadkiem październikowych wydarzeń.


Tak w skrócie przedstawiają się życiowe losy majora Mikołaja Rodziewicza, który przez 30 lat był zawodowym żołnierzem. W latach 70. XX wieku, po ponad 50 latach ponownie znalazł się w Związku Radzieckim. Tym razem z własnej woli, gdyż udał się tam ze specjalną wycieczką. Wizyta w socjalistycznym kraju była dla majora Rodziewicza ogromnym przeżyciem. Uczestnik rewolucji październikowej 1917 r. zmarł 17 lutego 1986 r. w wieku 89 lat. Spoczął na cmentarzu w Kuźni Raciborskiej.


Przypisy:

1. Walki trwały od 6 do 10 września 1939 r. 720 Polaków pod wodzą kpt. Władysława Raginisa stanęło naprzeciw 42 200 żołnierzy niemieckich. Do tego doszło 350 czołgów, 457 moździerzy, działa, granatniki i jednostki Luftwaffe. Większość polskich obrońców zginęła. Ci, co ocaleli, zdołali  przedrzeć się na południe kraju, pozostali zaś trafili do niewoli. Punkt oporu w okolicach Wizny zwany jest Polskimi Termopilami. Obrona Wizny stała się również tematem jednego z utworów szwedzkiego zespołu rockowego Sabaton (utwór nosi tytuł 40:1).
2. Oflag - niemiecki skrót od Offizierslager für kriegsgefangene Offiziere (obóz jeniecki dla oficerów pojmanych podczas działań wojennych). Powierzchnia obozu wynosiła 4000 m2. Na jego terenie znajdował się plac apelowy, kilka baraków, garaże, wartownie i budki strażnicze. Po kampanii wrześniowej osadzono w nim ok. 1000 polskich żołnierzy.

Bartosz Kozina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz